Krótko przed kolejnym Rokiem Jubileuszowym (1600) Wieczne Miasto nawiedziła ogromna powódź i śmiercionośna epidemia, które uważano za swoisty dopust boży. Innym wydarzeniem, które odbiło się nad Tybrem szerokim echem, była śmierć (11 września 1599 r.) dwudziestodwuletniej ojcobójczyni Beatrice Cenci, której w drodze na miejsce stracenia towarzyszyły rzesze rzymian. Mimo swej niekwestionowanej winy młoda kobieta wzbudziła w ludziach falę sympatii, a jednocześnie krytykę surowego i bezwzględnego sędziego, jakim okazał się papież Klemens VIII. Gdy ponad miesiąc po tej egzekucji pojawiła się inna piękna dziewczyna, tym razem o nieposzlakowanej moralności, lud Rzymu powtórnie wyległ na ulice i skierował się na Zatybrze (Trastevere), gdzie w tamtejszym kościele Santa Cecilia wydarzył się cud. Dotyczył on męczennicy za wiarę, która według legendy w III wieku poniosła w tym miejscu śmierć. Kardynał tytularny kościoła, Paolo Camillo Sfondrati, już od pewnego czasu prowadził prace modernizacyjne w podległym mu przybytku, przygotowując się do Roku Jubileuszowego, który jak zawsze miał być obchodzony z wielką pompą. Spodziewano się setek tysięcy pielgrzymów pragnących zobaczyć święte miejsca i kościoły poświęcone męczennikom, wśród których był też ten związany z kultem Cecylii. Po otwarciu jej cyprysowej trumny okazało się, że ciało młodej męczennicy znajduje się w znakomitym stanie, nietknięte rozkładem. Mało tego, na jej szyi zachowały się nawet ślady miecza. Wyglądała jakby dopiero co pozbawiono ją życia i złożono do grobu. Przypomnijmy, że translacji zwłok Cecylii w to miejsce dokonał papież Paschalis I w 822 roku; to wtedy doszło do uroczystego złożenia jej relikwii pod posadzką zatybrzańskiej świątyni. Tak podaje Liber Pontificalis. Ta kluczowa dla dziejów Kościoła księga, najważniejsze źródło wiadomości o papieżach i kościołach, nie wspominała ani słowem o stanie zachowania zwłok, informowała natomiast, że czaszka świętej została wyjęta przez Paschalisa i umieszczona w srebrnym relikwiarzu. Następnie jednak podarowana została przez papieża Leona IV kościołowi Santi Quattro Coronati, o czym dzisiaj zaświadcza napis znajdujący się pod ołtarzem tego przybytku. Wyjęte z trumny musiały zostać też inne szczątki, skoro znalazły się w posiadaniu rzymskiego kościoła San Luigi dei Francesi (m.in. ramię), a także we francuskim mieście Albi – miejscu szczególnej czci świętej Cecylii.
Wróćmy jednak do 1599 roku. Po odkryciu na Zatybrzu sarkofagów Cecylii i innych męczenników (męża Waleriana, szwagra Tyburcjusza, nawróconego urzędnika rzymskiego Maksymiana oraz dwóch papieży Urbana I i Lucjusza I) do kościoła przybyła papieska delegacja, a nawet sam papież. Szczątki świętej zostały obejrzane z należytym respektem. Pisemne świadectwa dwóch uczestniczących w oględzinach dostojników i przyjaciół kardynała Sfondratiego, kardynała Cesare Baronia i antykwariusza starożytności wczesnochrześcijańskich Antonia Bosia, są dość enigmatyczne. Baronio nic nie pisze o głowie świętej, natomiast Bosio odnotowuje, że widział tak naprawdę skrzynię wielkości 135 ´ 34 ´ 45 cm, w której znajdowała się święta zasłonięta jedwabnymi tkaninami. Obaj wierzyli, że zobaczyli ludzką postać, choć antykwariusza dziwiły rozmiary ciała Cecylii (około 124 cm), co Bosio przypisywał skurczowi kości (?). Relikwie eksponowano w zamkniętym pomieszczeniu zakrystii kościoła przez miesiąc, w którym to czasie kardynał Sfondrati codziennie odprawiał msze przy zwłokach świętej, po czym trumnę powtórnie złożono pod ołtarzem (22 listopada) w trakcie uroczystej mszy celebrowanej przez papieża. Na Trastevere ściągnęły tego dnia tłumy – arystokraci, ambasadorowie, przedstawiciele senatu, ale przede wszystkim rzymski lud. By opanować sytuację, interweniować musiała gwardia szwajcarska. Relacjonujący te wydarzenia Bosio zwraca uwagę na dziewczęta i matrony rzymskie, które nagle odnajdywały w Cecylii swą patronkę i orędowniczkę. Opisuje też cudowne uzdrowienia, do których miało dojść w trakcie ceremonii i które prowokowały następnie do pozostawiania licznych wot dziękczynnych.
Kilka tygodni później (16 grudnia) bezpośrednio pod ołtarzem kościoła, w wyłożonej granatowym marmurem niszy przypominającej trumnę, pojawiła się rzeźba świętej Cecylii wykonana przez młodego, mało znanego w Rzymie artystę – Stefana Maderno. Miała przedstawiać zmarłą w momencie odnalezienia jej przez kardynała Sfondratiego. Maderno zapewne nie zdawał sobie sprawy, że właśnie stworzył najlepsze dzieło w swoim dorobku, które na dodatek rozsławi jego imię na wieki. Możemy sobie wyobrazić okrzyki podziwu, głębokie westchnienia i szloch tych, którzy patrzyli na posąg świętej, w barbarzyński sposób zamordowanej przed wiekami i w cudowny sposób po wiekach odnalezionej. To nie była rzeźba, to była żywa Cecylia o ciele zimnym, nie z powodu kamienia, z którego była wykonana, ale unaocznionej śmierci. Do tej pory rzeźb takich nie spotykało się w kościołach. Spowijała ją tajemnicza aura i dramatyczny podtekst. Usytuowana w centralnym punkcie świątyni, w pozycji leżącej, wydawała się – i to było najbardziej uderzające – prawdziwa, jakby młodą kobietę dopiero co pozbawiono życia. Odwracając głowę Cecylii od widza, artysta pozostawił mu kontemplację jej delikatnych członków odzianych w jedwabną tkaninę i śladów miecza na szyi. Trzy rany (dwie ledwie widoczne) nawiązywały do męczeństwa świętej. Kat próbował trzy razy pozbawić ją życia, ale mu się to nie udało i dziewczyna tak naprawdę zmarła po trzech dniach wskutek wykrwawienia. Maderno przedstawił Cecylię w welonie spowijającym głowę i przypominającym o jej dziewictwie, a ciało okrył prostą tuniką, uwypuklającą jej członki, szyję, dłonie i stopy pozostawiając nagie. Posąg, tworzony zapewne przy współudziale Sfondratiego, kolekcjonera i pasjonata sztuki, był nie tylko doskonałym wizerunkiem zmarłej, ale komunikował coś bardzo ważnego. Gdy spojrzymy na trzy rany na szyi Cecylii, ale przede wszystkim na jej trzy wyprostowane palce, dostrzeżemy gest przypominający patrzącemu o tajemnicy Trójcy Świętej.
Niedowiarkom podważającym prawdziwość cudu na Zatybrzu szybko odebrano pewność siebie, gdy kardynał Sfondrati nakazał umieścić poniżej figury napis, w którym (zwracając się do Stwórcy) zapewniał, że jest to prawdziwy wizerunek świętej, którą on sam widział, jak leży nietknięta w grobie, i którą nakazał wyrzeźbić w marmurze. Dlaczego pozwolono sobie na taką mistyfikację, znając informacje zawarte w Liber Pontificalis? Aby na to odpowiedzieć, należy rozpoznać sytuację Kościoła w przededniu Roku Jubileuszowego.
Ambitny, odsunięty od wpływów po śmierci swego wuja, papieża Grzegorza XIV, kardynał Sfondrati wraz z zaprzyjaźnionymi dostojnikami (Cesare Baronio, Antonio Bosio) oraz innymi osobami z otoczenia Klemensa VIII dostrzegli w obchodach Roku Jubileuszowego szansę na nowe otwarcie Kościoła w duchu kontrreformacji i postanowień soboru trydenckiego. Ponowne odnalezienie ciała Cecylii doskonale się w tę politykę wpisywało. Przypominało wszystkim katolikom, że Kościół rzymski – czerpiący siłę z męczeńskiej śmierci Cecylii (i wielu innych męczenników) – jest jedyną religią gwarantującą im zbawienie, a papież jedyną głową Kościoła na świecie. Relikwie świętych i miejsca ich przechowywania miały być na nowo traktowane z najwyższą czcią. Na nowo zaczęto im też przypisywać cudowną moc i podgrzewać wiarę, że najdrobniejsza ich cząsteczka, a nawet po prostu ich bliskość jest panaceum na każde zło. W kontrze do protestantów, wyśmiewających świętych o fantazyjnych żywotach i uważających za przesąd kult ich relikwii, sztuka katolicka miała przywoływać świętych męczenników i odwoływać się do emocji widza, budząc głębokie wzruszenie i empatię. Miała uwznioślać i stanowić rodzaj katharsis, a jednocześnie wprowadzać walor duchowości, nade wszystko zaś cudowności. Już za poprzedniego papieża Sykstusa V Kościół powrócił do wielkiej tradycji wczesnego chrześcijaństwa, przywołując – jako najchwalebniejsze – czasy żyjącego w IV wieku papieża Damazego I. Na nowo akcentowano pozycję Rzymu jako stolicy chrześcijaństwa, podkreślano, że ziemia, na której stoi, przesiąknięta jest krwią męczenników, w miejscach ich śmierci lub kultu świętych odprawiano eucharystię, którą niejednokrotnie celebrował sam papież. Powrócono do procesji, hucznych ceremonii religijnych, pielgrzymek, inicjowano powstawanie bractw religijnych rozwijających praktyki dewocyjne i działalność charytatywną. „Święci są wśród nas, a ich ciała znajdują się w mocy boskiej, niemającej nic wspólnego z ziemskim rozumem” – wydawała się mówić figura umieszczona w zatybrzańskim kościele. Rzeźba Cecylii stała się niejako żywą relikwią – dowodem na możliwość zachowania nienaruszonego ciała po śmierci, co dawało nadzieję na zmartwychwstanie. Kłóciło się to w oczywisty sposób z dotychczasową, stosowaną przez Kościół od wieków, praktyką rozczłonkowywania relikwii (czaszki, palce, ramiona, stopy), które odnaleźć można było w kościołach całej Europy i nie tylko.
I tą drogą rozbudzania emocji pójdą kolejni twórcy XVII stulecia. Sztuka będzie epatować bólem mordowanych męczenników, unaoczniać ich determinację, zachęcać do modlitwy i wzbudzać strach. Ale wyrażać będzie także coś więcej, coś na wskroś romantycznego i nowoczesnego zarazem – respekt, który przeplata się z empatią, tak jak śmierć przeplata się ze snem, a rzeczywistość z cudem.
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz pomóc nam w dalszej pracy, wspierając portal roma-nonpertutti w konkretny sposób — udostępniając newslettery i przekazując niewielkie kwoty. One pomogą nam w dalszej pracy.
Możesz dokonać wpłat jednorazowo na konto:
Barbara Kokoska
62 1160 2202 0000 0002 3744 2108
albo wspierać nas regularnie za pomocą Patonite.pl (lewy dolny róg)
Bardzo to cenimy i Dziękujemy.